[2014.07.10] Cena zdrady
Dodane przez Administrator dnia 10/07/2014 15:58:34
Połączenie sił polskiej prawicy jest potrzebne dla wysokiego zwycięstwa w wyborach parlamentarnych. Takie zwycięstwo pozwoli utworzyć rząd i odbudować Polskę po siedmiu latach partactwa, prywaty i złodziejstwa. Dlatego trzeba zacisnąć zęby i przygarnąć tych, którzy zdradzili w ciężkich czasach, a dziś, gdy sami są na dnie, a Prawo i Sprawiedliwość idzie po władzę, żebrzą o szansę na powrót do polityki.
Obecnie nie reprezentują już żadnej siły. Dawni europosłowie PiS, którzy trafili do Gowina, toną teraz wraz z garstką odszczepieńców z Platformy. Podobno Gowin liczył, że znajdzie w swojej dawnej partii choćby kilku ludzi, którzy zachowali resztki przyzwoitości i odrobinę troski o dobro Polski. Nie znalazł i został na lodzie. A dawni posłowie PiS odchodzą sfrustrowani z polityki, jak Migalski albo szukają sobie nowej przystani, jak Kowal. Paru bezdomnych pewnie przygarnie Platforma, która niejednokrotnie pokazywała, jak chętnie nagradza za porzucenie Prawa i Sprawiedliwości. Tylko że dziś wiązanie swojej przyszłości z Platformą to polityczne samobójstwo.
Solidarna Polska też już nie istnieje. Ostatnia grupka rozbitków gorączkowo szuka dla siebie bezpiecznej przyszłości. Pójdą do Korwina? To skończą jak ekipa Palikota. Zapiszą się do narodowców? To będą błąkać się na marginesie poważnej polityki. Nie mają innego wyjścia jak ustawić się w kolejce pod drzwiami PiS. Po co oni Prawu i Sprawiedliwości? Przecież można się spodziewać, że kto raz zdradził, nie będzie miał skrupułów także w przyszłości. Z ich przygarnięcia jest tylko jedna korzyść: część wyborców prawicy wciąż powtarza życzenie zjednoczenia. Rzeczywiście: w najbliższych wyborach szkoda będzie nawet jednego zmarnowanego procentu, więc na trudnych, ale jasnych warunkach Ziobro, Cymański czy Kempa doszlusują do obozu prawicy. Nie wrócą w glorii zwycięzców, raczej na kolanach. Po okresie kwarantanny będą mogli znów myśleć o polityce.
Co jednak spotka tych, którzy z naiwności, głupoty, czy wyrachowania poszli za nimi? Czy liderzy, którzy myślą o kole ratunkowym dla siebie, zatroszczą się o swoich działaczy? Czy zapewnią im miękkie lądowanie, choćby w wyborach samorządowych? Otóż nic z tego, co najwyżej wzruszą ramionami. Lokalni wędrowcy z partii do partii zostaną pozostawieni swojemu losowi. Kiedy słuchali Ziobry i atakowali PiS, nie brali pod uwagę, że karta może się odwrócić. Sami zamknęli sobie drogę powrotu, a tym, za którymi poszli, nie są już dzisiaj potrzebni. Taka jest cena zdrady.
Przed aferą podsłuchową mogli jeszcze liczyć na nagrodę od Platformy (choćby za dokonanie rozłamu w PiS). Teraz jednak pojawi się ruch w drugą stronę: do PiS zaczną pukać uciekinierzy z obozu Tuska. Wielu z nich pozostanie za drzwiami.
Czy zjednoczenie prawicy, a raczej obozu patriotycznego (polscy wielbiciele Putina też nazywają się prawicą) jest potrzebne? Tak, skoro jakaś, nawet niewielka grupa wyborców, nie będzie już musiała wybierać między dwoma czy trzema listami. Dla dobra Polski trzeba przezwyciężyć niesmak i przygarnąć rozłamowców. Trzeba im wyznaczyć miejsce w drugim szeregu i bacznie śledzić ich pokutę. Na więcej nie mogą liczyć, bo byłoby to niesprawiedliwe wobec tych, którzy nie dali się zwieźć mirażami i pozostali wierni Polsce.
Ryszard Terlecki