[2006.07.27] Nad zalewem w Zesławicach
Dodane przez Administrator dnia 27/07/2006 18:02:19
Upalne dni sprawiają, że na ryby wybieramy się najczęściej wczesnym świtem albo pod wieczór. Po niezbyt udanej wyprawie do Tyńca, tym razem postanowiłem spróbować bliżej. I nie nad rzeką, ale nad jakimś zbiornikiem z wodą stojącą. Wybrałem Zesławice. Po pierwsze dlatego, że dość dawno tam nie łowiłem, a po drugie dlatego, że stosunkowo blisko.
W sobotni dzień w Zesławicach zjawiłem się o czwartej rano. Było już jasno. Od wody ciągnęło jeszcze przyjemnym chłodem. Ulokowałem się od strony torów kolejowych i postanowiłem połowić do siódmej. No, chyba żeby ryba brała wyjątkowo, to przewidywałem też drugą opcję – do dziewiątej. Później robi się coraz bardziej gorąco. A wtedy najprzyjemniej jest wysączyć schłodzone piwo w domowym zaciszu. Zanęciłem łowisko. Zmontowałem zestaw gruntowy. W sprężynę napchałem zanęty, a na haczyk zaczepiłem pęczek czerwonych robaków. Drugą wędkę przeznaczyłem na spławik. Plan był prosty. Gruntówka będzie spokojnie czekać na branie, a ja w tym czasie będę obserwował co dzieje się z delikatnym spławikiem. A dziać mogło się sporo, gdyż na haczyk zaczepiłem kilka płatków owsianych. Na taką przynętę mogła połakomić się zarówno płotka jak i żyjące tutaj leszcze. Najpierw rzuciłem cięższym zestawem dość daleko od brzegu. Usunąłem zbędny luz na żyłce i zawiesiłem styropianową bombkę. Ten zestaw miałem już z głowy. Do ręki wziąłem więc swoją tyczkę i machnąłem spławikiem około dwudziestu metrów od brzegu. Pozostało czekać. Przez kilkanaście minut nie działo się nic. Rzuciłem rozdrobnionej zanęty w okolice spławika i czekałem dalej. Może wreszcie coś weźmie. Powoli zbliżała się piąta. Nadal nic. Przez kolejną godzinę nadal ani jednego brania. O siódmej zacząłem myśleć o powrocie. Zmieniłem płatki owsiane na makaron. Może nowa przynęta odmieni moje wędkarskie szczęście? Niestety, nie odmieniła. Posiedziałem jeszcze pół godziny, a o ósmej byłem już w domu.
To była, druga pod rząd, niezbyt udana wyprawa na ryby. Oczywiście niezbyt udana jeśli chodzi o brania i wędkarskie sukcesy, bo przecież sam pobyt nad wodą, jak zwykle, pozwolił odpocząć, pooddychać świeżym powietrzem i nacieszyć się ciszą.
Jakub Kleń