[2013.10.24] Kawiarniane ambicje
Dodane przez Administrator dnia 24/10/2013 21:47:37
Odbudowa Polski po zniszczeniach, których dokonała Platforma, będzie wymagała wielkiego wysiłku. Aby ten wysiłek przyniósł oczekiwane skutki potrzebne jest mocne przekonanie większości Polaków, że chcą żyć w wolnym, praworządnym i suwerennym państwie, a nie w bananowej republice, rozkradanej przez różne szajki. Dla odzyskania dumy z własnej przeszłości i przyjęcia odpowiedzialności za pomyślną przyszłość następnego pokolenia, konieczna jest taka mobilizacja opinii publicznej, która przyniesie wysokie zwycięstwo obozu, który dąży do umocnienia polskiego państwa, a nie do jego stopniowej likwidacji.
Tymczasem gdy jedni uważają, że trzeba wszystkie siły zjednoczyć do politycznej batalii, która odsunie od władzy nieudolny rząd i partię, która traktuje Polskę jako łup w politycznej wojnie, inni przekonują, że potrzebne jest „nowe otwarcie”, bez którego zwycięstwo nie będzie możliwe.
Takich zwolenników „ożywienia” polityki jest całkiem sporo. Najczęściej są to rozmaite polityczne kanapy, walczące o wejście lub powrót do prawdziwej polityki. Należy do nich PJN (Polska Jest Najważniejsza) i idący w jej ślady Jarosław Gowin, różne fundamentalne „Prawice Razem”, jacyś mikroskopijni „Republikanie”, wreszcie Ziobro ze swoją garstką marzycieli o milionach zarabianych w Parlamencie Europejskim. Ostatnio dołączyli do nich „narodowcy”, jeszcze bez nazwy, ale już z przekonaniem, że zmiany polityczne poczekają, aż młodzi naśladowcy Dmowskiego trochę dorosną, zdobędą doświadczenie, a przede wszystkim zyskają choćby tylu zwolenników, żeby marzyć nie tylko o wypełnieniu salki, wynajętej na zebranie, ale o zdobyciu kilku mandatów w wyborczych bataliach.
Przedstawiciele tych małych organizacji, ale wielkich ambicji, często pojawiają się w telewizji, gdzie ze śmiertelną powagą zapewniają o rozwoju swoich kadr i planach politycznych na najbliższe dziesięciolecia. Usiłują też nam wmówić, że lgną do nich „nowi” ludzie, podczas gdy najczęściej są to byli działacze rozmaitych partii, z jakiegoś powodu rozczarowani lub po prostu wyrzuceni, zwykle niezdolni do działania w zespole i do podporządkowania się politycznej dyscyplinie.
Nadzieja niszowych środowisk i małych partyjek na zyski, które przyniesie uchylanie się od jasnego opowiedzenia w politycznym sporze, raczej się nie spełni. Podział jest jasny. Po jednej stronie stoją ci, którym silne państwo przeszkadza w szemranych interesach, więc starają się je osłabić i roztopić w większej całości, czyli Unii Europejskiej, gdzie będzie można – ich zdaniem – znacznie łatwiej kombinować. Wśród zwolenników demontażu państwa są Platforma, SLD i Palikociarze. Po drugiej stronie stoi Prawo i Sprawiedliwość, które broni suwerenności Polski i zapowiada wzmocnienie państwa po wyborczym zwycięstwie. PSL nie ma własnego zdania i popiera tego, kto aktualnie jest u władzy. Małe partyjki udają, że nie zauważają zasadniczego problemu, bo w rzeczywistości interesuje je tylko prześlizgnięcie się do „wielkiej” polityki.
Polityczni nieudacznicy i ambicjonerzy nie znikną z polskiego krajobrazu i nikt ich nie przekona, że w trudnych czasach liczy się przyszłość wspólnego państwa, a nie indywidualne kariery. Mali „wodzowie” niech się łudzą przyszłymi sukcesami, ale kawiarnianymi dyskusjami, czy to w Warszawie, czy w Brukseli, nie naprawimy Polski. Muszą to zrozumieć wyborcy, od których będzie zależała nasza wspólna przyszłość.
Ryszard Terlecki