[2013.10.03] Przed nami Europa
Dodane przez Administrator dnia 03/10/2013 17:12:11
Już za osiem miesięcy czeka nas pierwszy z czterech testów wyborczych, które w ciągu dwóch lat rozstrzygną o przyszłości Polski. Przypomnę: będą to wybory europejskie (maj 2014), samorządowe (jesień 2014), prezydenckie (połowa 2015) i – jako ostatnie, o ile nie nastąpi wcześniejsze rozwiązanie Sejmu – parlamentarne (jesień 2015). Najwcześniej, bo już w końcu maja przyszłego roku odbędą się wybory do Parlamentu Europejskiego, przez Polaków oceniane jako mało ważne, o czym świadczy niska zwykle frekwencja wyborcza. Bo kogo interesuje unijny parlament, mający najmniej do powiedzenia spośród brukselskich instytucji?
Tymczasem, wbrew pozorom, są to wybory, które wzbudzają wielkie emocje. Dlaczego? Bo europosłowie zarabiają według stawek europejskich, a nie polskich. Wprawdzie uciążliwość tego posłowania jest spora, bo posiedzenia parlamentu i jego komisji odbywają się co tydzień w Brukseli lub Strasburgu, ale korzyści są spore: około 50 tysięcy złotych miesięcznie, a ponadto prawie dwa razy tyle na utrzymanie biur i zatrudnienie asystentów. Do tego, po zakończeniu kadencji, dochodzi wysoka, europejska emerytura. W Polsce jest wielu gotowych walczyć o takie pieniądze.
Nic więc dziwnego, że mnożą się rozmaite pomysły polityczne, które ich autorom mają zapewnić ulokowanie się w Brukseli. Ziobro, Cymański i Kurski stają na głowie, żeby ze swoją partyjką przebić się do świadomości wyborców i mieć choćby cień szansy na pokonanie 5-procentowego progu wyborczego i zapewnienie fotela w Brukseli przynajmniej dla jednego z liderów. Wokół Kwaśniewskiego i Palikota gromadzi się inna grupa marzycieli, złożona z lewicowych, chociaż nieco już podstarzałych i zakurzonych gwiazdek, chętnych na brukselskie diety. Kowal i Migalski (kto ich dziś jeszcze pamięta?) także wybierają się do Europy, ale ponieważ ich PJN całkowicie wyparował z pamięci wyborców, przyklejają się do najnowszego „tramwaju do Brukseli” czyli stowarzyszenia Gowina. Ten ostatni wierzy, że do wiosny, zbierając wyrzutków z innych partii, uskłada listę wyborczą, z którą zdąży wystartować. O miejsca w Brukseli zawalczy także PSL, no i oczywiście rozmaita partyjna drobnica, nie licząca na sukces, ale usiłująca przypomnieć o swoim istnieniu.
Z Małopolski (i Świętokrzyskiego, które razem tworzą okręg wyborczy) w ostatnich wyborach mandaty zdobyło siedmiu europosłów. Czy będzie tak tym razem, zależy od frekwencji wyborczej (im wyższa – tym więcej mandatów). W całej Polsce walka o miejsca w Europarlamencie rozegra się pomiędzy Prawem i Sprawiedliwością, a Platformą. Na trzeci wynik i parę mandatów może liczyć także SLD. Inni szans raczej nie mają, co oznacza, że zmarnuje się sporo głosów.
W najbliższych miesiącach będziemy obserwować komiczne występy tych wszystkich, którzy z wielkiej polityki wypadli (lub wypadają), ale którzy liczą na wyborczy cud i urządzenie się na pięć lat na posadzie, o jakiej w Polsce trudno nawet marzyć. Gotowi są znieść każde upokorzenie, zdobyć się na każdą podłość, byle tylko zakotwiczyć w szczęśliwej (i dostatniej)przystani. Niestety, rzeczywistość jest dla nich brutalna, a pięcioprocentowy próg wyborczy – zabójczy. Gdy więc opadną europejskie emocje, większość kandydatów zadowoli się znacznie skromniejszymi sukcesami i w jesiennych wyborach samorządowych powalczy o stanowisko wójta w gminie czy radnego w powiecie. A szczęśliwa pięćdziesiątka (tyle miejsc w Europarlamencie ma Polska) odleci do Brukseli.
Ryszard Terlecki