[2013.08.18] O rybach wakacyjnie
Dodane przez Administrator dnia 18/08/2013 16:32:41
Nieopodal domu, w którym zatrzymałem się na krótki urlop przepływa niewielka rzeka Niedźwiedź (na mapach występuje nawet jako potok). Rzeczka płynie w porośniętym starymi drzewami, głębokim na kilka metrów wąwozie, stanowiąc dopływ większej, przepływającej przez Brzesko Uszwicy.
Niedźwiedź, to rzeka mojego dzieciństwa. Nad nią spędzałem kolejne wakacje łowiąc ryby na wędkę z leszczynowego kija i na haczyk zrobiony ze szpilki. Łowiliśmy wtedy na ogół niewielkie kiełbie, których w rzece było prawdziwe zatrzęsienie (nie mówiąc o wyprawach z koszykiem na dorodne raki, których również było, co niemiara). Przyjeżdżali czasami nad rzeczkę także dorośli wędkarze z Tarnowa, Brzeska, a nawet z Krakowa. Oni łowili półmetrowe klenie i niewiele mniejsze pstrągi. Woda była rybna.
Ale to było w połowie lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Później wieś, jak i inne rejony kraju, zaczęła się gwałtownie rozwijać. Drewniane chałupy zaczęły zastępować murowane domy z łazienkami. I, co prawda, przy każdym domu było szambo, ale… z dziurą od spodu, by samo się opróżniało. Do Niedźwiedzia zaczęło spływać więc coraz więcej nieczystości. Do tego doszły stosowane intensywnie nawozy, które po deszczach spłukiwane były z okolicznych pól do potoku. I rzeka zaczęła zamierać. Najpierw zniknęły raki. Później zaczęły zanikać ryby. I gdy, już jako dorosły, przyjeżdżałem tutaj na urlop, na ryby wybierałem się nad Dunajec w okolice Melsztyna lub na zbiorniki zaporowe w Czchowie i Rożnowie. Na moją rzeczkę zaglądałem tylko z sentymentu, wspominając spędzone nad nią dziecięce lata.
Ale w ostatnich latach znów nastąpiła zmiana. Tym razem na lepsze. W gminie wybudowano kanalizację, uprawy rolników również nie są już tak intensywnie nawożone jak kiedyś i do mojego Niedźwiedzia powoli wraca życie.
Właśnie kilka dni temu siedziałem nad moją rzeczką. Obserwowałem rozświetlone słońcem płycizny, patrzyłem na ciemną toń głęboczków, wypłukanych w dnie przez powodzie. Patrzyłem na grę świateł i cieni rzucanych przez konary drzew obrastających wąwóz. I nagle zobaczyłem stado, może sześciu, a może ośmiu pstrągów, które wypłynęły z głębszej wody, spod zarośniętego korzeniami drzew brzegu, na płyciznę. Tak na oko mierzyły po dwadzieścia, dwadzieścia pięć centymetrów. A spotkany kolega mówił mi, że w czerwcu widział tutaj również klenie. Ta ostatnia wizyta nad rzeczką bardzo mnie ucieszyła – do Niedźwiedzia wraca życie.
Jakub Kleń