[2013.08.09] Gowin idzie na swoje
Dodane przez Administrator dnia 08/08/2013 23:03:17
Premier Tusk wreszcie ruszył w zapowiadaną od roku „trasę” po Polsce, jednak nie po to, aby słuchać głosu opinii publicznej i objaśniać decyzje swojego rządu, ale wyłącznie po to, by zmniejszyć rozmiary rozłamu, jaki Platformie szykuje Jarosław Gowin. Wymiana ciosów obu kandydatów na szefa partii, całkowicie pochłania kierownictwo PO (a więc i rządu), ale wzbudza słabe zainteresowanie większości działaczy, którzy zwyczajnie rozjechali się na wakacje. Wyborami żyją jedynie regionalni baronowie oraz ich konkurenci do władzy.
Tak więc Tusk jeździ po Polsce i starannie unikając jakiegokolwiek kontaktu z publicznością, stara się stworzyć wrażenie, że panuje nad sytuacją. Gowin też jeździ i też ma niewielu słuchaczy, za to media chętnie pokazują jak krytykuje premiera. Ale walka nie toczy się o Platformę, a Tusk dobrze wie, że w tych wyborach ma pewną wygraną. Siłą Platformy jest władza, czyli dostęp do stanowisk, przywilejów, kontraktów, przetargów i tego wszystkiego, czym Tusk może obdzielać partyjnych działaczy. Gowinowi zostają tylko polityczni nieudacznicy, którzy w partii żadnych „lodów” nie ukręcili i z tego powodu gotowi są poświęcić swój czas całkiem nowemu pomysłowi.
Każdy z obu rywali walczy o co innego. Tusk chce utrzymać ster władzy w państwie tak długo, aż zapewni sobie jakąś bezpieczną przystań w Europie. Dlatego walczy o przetrwanie rządu i utrzymanie kierownictwa PO. Gowin już pożegnał się z Platformą, chociaż kandydowanie na szefa partii pozwala mu nadal spotykać się z lokalnymi strukturami. Po wyborach (oczywiście przegranych) podejmie decyzję, czy budować nową partię, czy skupić się na utrzymaniu własnej pozycji w polityce, np. jako niezależny kandydat na prezydenta Krakowa.
Cokolwiek zrobi, zostanie oskarżony o to, że stał się grabarzem Platformy. Odejście Gowina to nie tylko ubytek kilku posłów (a w miarę coraz gorszych sondaży tych odchodzących z PO będzie przybywać), to także zamieszanie w strukturach wojewódzkich partii, w radach miast i powiatów, w lokalnych zarządach. Nawet jeżeli zwolenników Gowina nie będzie zbyt wielu, to dużo czasu zajmie porządkowanie szeregów. A przecież jest jeszcze Schetyna, który też walczy o władzę, na razie tylko obsadzając swoimi zwolennikami przyszłe wyborcze okręgi.
Gowin nie zbuduje liczącej się partii, chyba że Platforma rozpadnie się w ciągu najbliższych miesięcy. Ale Tusk nie przetrwa politycznego kryzysu, skoro niemal wszyscy posłowie PO już rozumieją, że stał się tylko obciążeniem dla ich nadziei na kolejną kadencję. Utrącą go przy najbliższym potknięciu, bezlitośnie rozliczą za błędy, wypomną nominacje dla uległych marionetek. Nawet medialni lizusi z satysfakcją pokazują go co dzień w tej samej sytuacji: stoi na pustym placu, śmieszny i opuszczony, a dziennikarze zadają mu banalne pytania.
Partia ciepłej wody w kranie dla rządzonych i złotych interesów dla rządzących powoli oswaja się z myślą o zejściu ze sceny. Ale Tusk łatwo nie ustąpi. Koniec jego rządów to będzie sezon prowokowanych awantur, sensacyjnych przecieków, tajnych operacji, a na końcu brutalnej siły, użytej dla ratowania własnej skóry. Jeżeli tonąć, to utopić wszystko dokoła – z takim hasłem ta ekipa będzie żegnała się z władzą. Okręt nabiera wody, ale Gowin już siedzi w ratunkowej szalupie. Tusk czeka na helikopter, który zabierze go w bezpieczne miejsce. Co będzie, gdy helikopter nie nadleci?
Ryszard Terlecki