[2013.07.25] EMERYCI BANKRUTAMI?
Dodane przez Administrator dnia 25/07/2013 13:48:12
Znów powraca sprawa Oszczędnościowych Funduszy Emerytalnych w raporcie przygotowanym przez wicepremiera i ministra finansów Jacka Rostowskiego. Wywołał on dużo dyskusji, która przewaliła się w mediach. Zdecydowana większość publicystów i uczonych komentatorów opowiedziała się za zdecydowanymi posunięciami rządu wobec OFE. Natomiast pan wicepremier jest wyjątkowo ostrożny. Zaproponował on trzy możliwe drogi. Pierwsza przewiduje, że OFE nie miałaby prawa inwestować w papiery dłużne Skarbu Państwa, a więc także obligacje. Ten zakaz faktycznie wyeliminowałby patologię, która polegała na tym, że rząd najpierw przekazuje fundusze do OFE, a potem pożycza je od nich na procent. W tym wariancie zabrakło zakazu nabywania obligacji zagranicznych, zatem OFE być może kupowałyby obligacje włoskie, hiszpańskie lub nie daj Boże greckie, co moim zdaniem doprowadziłoby do jeszcze gorszej sytuacji niż obecnie, znając siłę obligacji tych państw. Największym minusem tego wariantu jest to, że OFE nadal byłoby obligatoryjne, a składka do nich wzrosłaby do 2,92 procent. Moim zdaniem wariant ten jest zły i nie powinien wchodzić do realizacji.
Drugi wariant jest stosunkowo najlepszy, bo zakłada dobrowolność przynależności do OFE. Na Węgrzech po dopuszczeniu takiej możliwości 98 procent obywateli zrezygnowała z drugiego filaru. Gdyby do ludzi dotarły wszystkie prawdy związane z OFE, wynik powinien być podobny. Jednak i ten system ma wadę w postaci konieczności jego utrzymywania, nawet gdyby w nim pozostało 2 procent przyszłych emerytów. Kosztowałoby to nas podatników nawet kilkaset milionów rocznie. Trzeci wariant idzie dalej i przewiduje, że Ci którzy by pozostali w OFE płaciliby z własnych pieniędzy równowartość 2 procent składki na ich utrzymanie. Tylko kto wtedy pozostałby w takich funduszach?
Moim zdaniem wicepremier Rostowski jest rozdarty wewnętrznie. Jako minister obecnego rządu powinien jak najszybciej zlikwidować OFE, jako grabarza naszych finansów. Od samego początku, czyli od 1999 roku, gdy wyrwano ZUS-owi 40 procent składki, pojawił się wielki deficyt. Państwo musi go rekompensować, zaciągając kredyty i powiększając dług publiczny. Z powodu istnienia OFE dług publiczny zwiększył się o 300 miliardów złotych, a zgromadzone tam obecnie aktywa sięgają 270 miliardów. To tak jakby wzięto komercyjnie oprocentowany kredyt, aby potem umieścić go na nisko oprocentowanej lokacie. Tak nie postępuje żaden zdrowo myślący człowiek, a co dopiero ekonomista. Należy także pamiętać, że na operacjach zarządzania Powszechne Towarzystwa Emerytalne zarobiły 17 miliardów złotych w postaci wysokich gratyfikacji dla pracowników. Wicepremier Rostowski jest ekonomistą i o tym wie, ale jest także człowiekiem finansjery i żal mu likwidować OFE jako złotą żyłę dla ludzi związanych ze światem finansów. Czas jednak jasno powiedzieć, że OFE grając na giełdzie wcale jej nie wzmacniają, ale jedynie pompują publicznymi pieniędzmi bańkę spekulacyjną. Powstaje sztuczny popyt, a cena akcji jest rzeczywiście niższa od ich wartości na giełdzie. Wybrańcami, którzy się z tego cieszą, są gracze giełdowi i powiązane z nimi bańki, biura maklerskie, eksperci i lobbyści, spijający śmietankę. Z tym, że kiedyś ta bańka pęknie, wówczas wartość akcji dramatycznie spadnie, a kryzys się pogłębi. Czas z tym skończyć, bo Polska stanie się bankrutem, a emeryci dostaną głodowe świadczenia. Jak na razie jedynym efektem działania OFE jest spadek świadczeń emerytalnych, które z 70 procent w starym systemie, mogą wkrótce sięgnąć dna. Jak wskazują analizy dojdą do 22 procent ostatniego wynagrodzenia.
SŁAWOMIR PIETRZYK