[2013.02.21] Gwiazdy w fotoplastikonie
Dodane przez Administrator dnia 21/02/2013 17:05:48
Co by tu zrobić, żeby w najbliższych latach dostać się znowu – gdziekolwiek – do Parlamentu Europejskiego, do Sejmu, choćby do jakiejś rady gminy? Takie pytanie zadaje sobie liczny tłumek skompromitowanych, ośmieszonych albo zapomnianych polityków, którzy za wszelką cenę zaczepiliby się jeszcze raz na politycznej karuzeli. Jedni nigdy nie wykonywali żadnego zawodu, innym nudzi się na emeryturze, jeszcze inni żyją w przeświadczeniu, że świat traci nie korzystając z ich światłych pomysłów. A ponieważ wyborcy już o nich nie pamiętają, więc pospiesznie szukają jakiejś politycznej szczeliny, w którą mogliby wcisnąć się przed najbliższymi wyborami.
Instytut Myśli Państwowej – to brzmi ładnie, tym bardziej, gdy wychodzi się z założenia, że łatwiej jest rozmyślać niż pracować. Kto zakłada tak niezbędną dla polskiej polityki instytucję? Starzy znajomi: Roman Giertych, kiedyś szef Młodzieży Wszechpolskiej i prezes Ligi Polskich Rodzin, później adwokat zatrudniony m.in. jako pełnomocnik ministra Sikorskiego i młodszego Tuska; Michał Kamiński, jeden z tych europosłów, którym Bruksela zawróciła w głowie, podobno marzący o posadzie ambasadora gdzieś w Kazachstanie (mało pracy, dużo wygód); Leszek Moczulski (83 lata), były szef KPN, od dawna zajmujący się udowadnianiem przed różnymi sądami, że nie był agentem bezpieki; Kazimierz Marcinkiewicz, były premier, głównie znany jako mąż Izabeli; Stefan Niesiołowski, specjalista od owadów, bohater wielu sejmowych pyskówek. A także trochę pomniejszych, niespokojnych meteorytów, czyli mgławica frustracji, niespełnionych ambicji, przelotnych karier.
Co ich łączy? Pragnienie powrotu do polityki, najlepiej w roli europosłów kolejnej kadencji. Czy im się to uda? To zależy od Tuska: jeżeli ich przygarnie i pozwoli kandydować w przyszłorocznych wyborach europejskich, to będą mieli okazję przypomnieć się wyborcom. Niektórym z nich się marzy rola palikotów prawicy. Wystarczy trochę poubliżać, trochę się powygłupiać, trochę poujadać w TVN i czasem wywołać jakiś skandal.
Czy znajdą się chętni, żeby do nich dołączyć? Może się znajdą. Do takiej Drużyny Upadłych Gwiazd mogliby przystąpić inni zagubieni europosłowie: Migalski, Kowal, Ziobro, Kurski. Może trafiliby tam także uciekinierzy z Platformy, odsunięci przez Tuska od posad i dochodów? Może dobrałoby się paru emerytów z Unii Wolności, dla których nie starczyło miejsca w prezydenckiej kancelarii?
Platforma Obywatelska to wielki okręt, który – chociaż podziurawiony – jeszcze płynie, ale nabiera coraz więcej wody. Gdy zacznie tonąć, w szalupach ratunkowych zabraknie miejsca nie tylko dla majtków, ale i dla wielu bosmanów. Giertych z Moczulskim wzięli się za budowę tratwy, na której znajdzie się miejsce dla przemoczonych rozbitków. Tylko czy tratwa dopłynie do Brukseli albo na Wiejską?
Zawsze tak było. Co parę lat powstawała Partia Niechcianych. Dziś najczęściej nie pamiętamy już ich nazw. Ale nadzieja, że jeżeli nie wypali nowy „polityczny projekt”, to wystarczy głosów, żeby zaczepić się gdzieś w powiecie, ożywia politykę. Może gdy nie wystarczy biletów do kina, uda się choćby jeden seans przesiedzieć w fotoplastykonie?
Ryszard Terlecki