[2012.06.07] Wsiąść do pociągu
Dodane przez Administrator dnia 07/06/2012 12:40:10
Na szczęście nie muszę jeździć koleją. Bo dzisiaj poruszanie się tym środkiem transportu jest jak gra w rosyjską ruletkę - uda się, albo się nie uda (ujść z życiem). W ostatnich miesiącach mamy prawdziwy wysyp kolejowych wypadków. Każdy pamięta katastrofę z 3 marca pod Szczekocinami, gdzie w wyniku czołowego zderzenia dwóch pociągów zginęło 16 osób, a ponad 50 zostało rannych. Jakiś czas był spokój, ale już 23 maja doszło do groźnego wypadku w Warszawie, gdzie znów dwa pociągi zderzyły się czołowo. Z kolei 27 maja w Ostrowie Wielkopolskim skład towarowy najechał na pociąg pasażerski. Ranne zostały cztery osoby. Natomiast 1 czerwca pociąg z Warszawy Zachodniej do Pilawy skręcił na zły tor i nie mógł się zatrzymać na stacji Olszynka Grochowska. O swoje bezpieczeństwo drżeli podróżni, którzy bali się, że na horyzoncie pojawi się pędzący z przeciwnej strony pociąg i nastąpi zderzenie. Okazuje się, że pociąg relacji Warszawa Zachodnia-Pilawa może jechać torami podmiejskimi, ale nie dalekobieżnymi, na które skręcił.
Powtarzające się wypadki kolejowe (a wspominam tylko niektóre, nie piszę o wykolejeniach, czy kolizjach z innymi pojazdami na kolejowych przejazdach) świadczą o tym, że system szkolenia, nadzoru i efektywnej pracy kolejarzy po prostu się załamał. Mają rację ci, którzy przypominają, że dawniej dyżurny miał jedno zadanie nadzorować ruch pociągów. Dzisiaj nadzorowanie ruchu jest tylko zajęciem dodatkowym w pracy dyżurnego (między koszeniem trawy przed posterunkiem, zamiataniem, myciem podłogi czy wycieraniem kurzu). Dyżurny musi się tym wszystkim zajmować, bo dla oszczędności tnie się etaty.
Cóż, dawniej był jeden szef Polskich Kolei Państwowych. Teraz mamy chyba ze dwudziestu prezesów różnych kolejowych spółek. Prezesów, którzy co miesiąc otrzymują kilkanaście lub kilkadziesiąt tysięcy złotych. A efektach ich pracy można jeszcze raz przeczytać w pierwszej części tego felietonu.
Jan L. FRANCZYK