[2012.05.31] CO Z TYM PRĄDEM?
Dodane przez Administrator dnia 31/05/2012 18:16:50
Ponoć klamka zapadła i w 2013 roku Urząd Regulacji Energetyki zwolni sprzedawców prądu z obowiązku ustalania wysokości taryfy G, z której korzysta niemal 15 milionów gospodarstw domowych w Polsce. Do ogłoszenia decyzji może dojść już jesienią tego roku, a z początkiem nowego roku może ona zostać wprowadzona w życie. Kierujący tym urzędem twierdzi, że tylko czeka na przyjęcie przepisów dotyczących ochrony najuboższych. Ma to być objęcie ochroną tzw. klientów wrażliwych, których jak się szacuje będzie ok. 500 tys. Osoby te miałyby płacić o ok. 30 procent mniej od obowiązującej taryfy. Nasuwa się zatem pytanie o ile może ta taryfa wzrosnąć po uwolnieniu cen?
Niestety nie mam dobrych wiadomości dla zwykłych zjadaczy chleba. O ile rachunki mogą pójść w górę, pokazują propozycje sprzedawców energii, z którymi co roku ostatnio występowali do URE. Tylko w ub. roku negocjacje rozpoczęły się od zgłoszonej podwyżki o 18 procent, jako tej która mogłaby zrekompensować koszty sprzedawców. W nieoficjalnych rozmowach menedżerowie czterech narodowych koncernów energetycznych dają do zrozumienia, że na ustalonej „siłowo” taryfie G tracą 500 mln zł rocznie. Zatem logicznie z tego wynika, że te pieniądze będą chcieli wyrwać od konsumentów. O pazerności sprzedawców energii elektrycznej już mogliśmy się przekonać kilka lat temu. W 2007 roku uwolniono ceny prądu dla przemysłu. Do czego to doprowadziło w początkowej fazie? Do podwyżki cen prądu aż o 40 procent!
Co to może oznaczać w praktyce? Jeżeli teraz płacimy rachunki za prąd w gospodarstwach domowych rocznie rzędu 1800 – 2000 zł, to będziemy płacić o 360 – 400 zł więcej, bo cena energii stanowi połowę wartości faktury za prąd. Nawet „skromna” podwyżka o 20 procent oznacza wydanie 180 – 200 zł więcej. Nie daj Bóg, gdy prądem ogrzewamy mieszkanie lub podgrzewamy wodę, wówczas płacone rachunki mogą wzrosnąć jeszcze bardziej. Poza tym ochrona wrażliwych, czyli biednych będzie fikcją, bo jak się ma ulga 30 procentowa do podwyżki 40 procentowej? Ponadto nowe ceny nie dotkną tylko 500 tys. osób na 15 milionów korzystających z taryfy G.
Gwoli sprawiedliwości powiem, że zwolennicy uwolnienia cen energii elektrycznej uspokajają i twierdzą, że to posunięcie będzie w dłuższej perspektywie korzystne dla klientów. Doprowadzi to do zwiększenia konkurencji w branży energetycznej, a ułatwiony dostęp do rynku sprzedawców pozwoli na wybór tego, który oferuje najniższą cenę sprzedaży prądu.
Z politowaniem słucham tych wynurzeń. Bo o jakiej konkurencji mówimy w sytuacji istnienia czterech grup energetycznych i to kontrolowanych przez państwo, które obecnie wszędzie szuka pieniędzy, aby łatać dziurę budżetową. Nie wyobrażam sobie klientów wychowanych w większości na monopolu państwa w tej dziedzinie, aby szukali nowego dostawcy, który na wabia daje niższą cenę, aby w rezultacie porozumiewa się za plecami konsumentów i tak ustala ceny z pozostałymi sprzedawcami, aby gwarantowały im duże zyski. Obawiam się czarnego scenariusza, że jest to wstęp do prywatyzacji tego sektora, w rezultacie którego energetykę przejmą firmy zagraniczne kierujące się wyłącznie chęcią zysku, który potem wywiozą poza granice naszego kraju.
SŁAWOMIR PIETRZYK