[2011.11.18] Niemiecka bojówka w Warszawie
Dodane przez Administrator dnia 18/11/2011 10:54:52
Czy odtąd już będziemy obchodzić nasze święta w atmosferze awantur i politycznych prowokacji? Czy za rok 11 listopada jacyś kolejni lewicowi chuligani zakłócą tradycyjny pochód z Wawelu na Plac Matejki? A może zakłócą procesję Bożego Ciała, jak miało to miejsce w tym roku w Łodzi? Czy nasze narodowe święta staną się okazją do zjazdów międzynarodowych bojówkarzy?
Rozruchy wywołane 11 listopada w Warszawie skłaniają do poważnych obaw. Przede wszystkim dlatego, że ich organizatorów wspierały wpływowe media i organizacje. Zjazd europejskich lewaków zapowiadały „Gazeta Wyborcza” oraz środowisko młodych komunistów, finansowane przez Ministerstwo Kultury oraz platformiane władze Warszawy. Zachęty do „blokowania” patriotycznego Marszu Niepodległości, można było usłyszeć w wielu programach telewizyjnych i radiowych. Apelowano o międzynarodowe wsparcie dla antypolskiej demonstracji: „Zarówno Porozumienie 11 listopada, setki organizacji i projektów wokół niego zorganizowanych, jak i tysiące Warszawiaków będą dumni, jeżeli faktycznie antyfaszyści z Amsterdamu, Sztokholmu, Paryża, Moskwy, Pragi czy Berlina wesprą naszą blokadę” – można było przeczytać w Internecie. Ci rzekomi „antyfaszyści” mieli zablokować obchody polskiego święta Niepodległości.
Wiedziała o tym policja, wiedziały władze Warszawy. I nie zrobiły nic, aby zapobiec burdom. Komunistycznym bojówkom pozwolono dotrzeć do centrum stolicy, ulokować się na trasach przemarszu patriotycznej manifestacji, obrażać i zaczepiać grupy uczestników ubrane w historyczne mundury. Wprawdzie policja zatrzymała pod 90 niemieckich bojówkarzy, ale wszystkich zwolniono i pozwolono im triumfalnie wrócić do domu. Zapowiedzi, że wszyscy zastaną ukarani okazały się za strony polskich władz przechwałkami bez pokrycia, bo silniejszy okazał się strach przez możliwą interwencją niemieckiej ambasady. Mimo że wśród awanturników byli też przybysze z Rosji, jakoś nie słyszeliśmy o zatrzymaniu choćby jednego Rosjanina.
W lokalu, ofiarowanym przez warszawski magistrat za symboliczną opłatą, gdzie na co dzień odbywają się imprezy „kulturalne” (kilka przykładów z kroniki tego lokalu: debata „tradycja wrogiem kobiet”; projekcja filmu „Wyczekiwanie” o lesbijkach w Afryce Południowej, które zdecydowały się na adopcję dziecka; dyskusja o ustawie o „związkach partnerskich”; konferencja „wolność, naród, socjalizm”; wykład „wykluczenie osób transpłciowych”; festiwal „kampania przeciw homofobii”; spotkanie z „przedstawicielami organizacji użytkowników narkotyków” ze Szwecji, itd.), a w którym schronili się „goście” z Niemiec, policja znalazła pałki, tarcze, kastety, rozpylacze gazu itp. Według dziennika „Rzeczpospolita” fakt ten ujawnił rzecznik warszawskiej policji. Ponieważ teraz nikt nie chce przyznać się do tego arsenału, policja wszczęła dochodzenie. Za kilka tygodni śledztwo zostanie umorzone, a w lokalu (który mieści się przy jednej z głównych ulic Warszawy) nadal odbywać się będą „postępowe” imprezy, opłacane z naszych podatków.
Prorządowe telewizje nie zauważyły marszu, w którym uczestniczyło 20 tysięcy osób i który – bez ochrony policji – zakończył się spokojnie. Za to pokazały awantury, wywołane przez chuliganów i lewicowych bojówkarzy. Święto Niepodległości ma się nam odtąd kojarzyć z bijatyką na ulicach. A Niemcy i Rosjanie zacierają ręce.
Ryszard Terlecki