[2011.07.07] „Solidarność” na ulicach Warszawy
Dodane przez Administrator dnia 07/07/2011 20:17:28
Czy mieszkamy w państwie, w którym przestrzegane są reguły demokracji? Chyba nie, skoro publiczna telewizja, chociaż żyje z naszych pieniędzy, nawet nie zachowuje pozorów rzetelności i politycznej bezstronności.
Jeden z najnowszych przykładów. W zeszły czwartek ulicami Warszawy przeszła demonstracja „Solidarności”, chyba największa od 1993 roku. Przez dwie godziny barwny i hałaśliwy pochód maszerował pod Sejm i pod budynek Urzędu Rady Ministrów. Uczestniczyło w nim – według różnych szacunków – od 60 do 80 tysięcy osób, przybyłych z całej Polski. Ale nawet gdyby było „tylko” 60 tysięcy, to z pewnością było to wydarzenie, zasługujące na poważne potraktowanie. Nowa Huta miała też swoją liczną reprezentację, maszerującą w kolumnie związkowców z Małopolski.
Wieczorem oglądałem główne wydanie „Wiadomości”. Byłem przekonany, że rozpocznie się od informacji o warszawskiej demonstracji. Nic podobnego. Dopiero piąta czy szósta migawka została poświęcona wydarzeniu, które tego dnia z pewnością było najważniejsze. A w TVN, w relacji z manifestacji „S”, zamiast wielotysięcznych tłumów pokazano grupkę kilkunastu osób, stojących pod jakimś murem. Ale TVN to prywatna stacja, może sobie robić co chce. Publiczna telewizja nie powinna tak jawnie zakłamywać rzeczywistości, bo – podobno – jednym z jej zadań jest informować obywateli o tym co ważne i o czym mają prawo się dowiedzieć.
Dlaczego rząd udaje, że manifestacji nie było, a telewizja udaje, że manifestacja nie była godna zauważenia? Platforma pociesza się, że skoro gniewu i zniecierpliwienia „Solidarności” nie pokazano w telewizji, to społeczeństwo nie zauważy rosnących cen, upadających zakładów, zamykanych szkół, prywatyzowanych szpitali, bezrobotnej młodzieży, a przede wszystkim rosnącego długu, który będziemy spłacać nie tylko my, ale także nasze dzieci i wnuki.
Telewizja starała się stworzyć wrażenie, że demonstracja „Solidarności” nie miała politycznego znaczenia. Następnego dnia zajmowano się już wyłącznie propagandową szopką, urządzoną wokół objęcia przez Polskę półrocznego przewodnictwa w Unii Europejskiej.
Podobnie stało się z tegorocznym skandalem wokół matur. Okazuje się, że ponad 84 tysiące maturzystów (jedna czwarta zdających), egzaminu nie zdała, najczęściej oblewając matematykę. Dzieje się tak pomimo systematycznego obniżania poziomu maturalnych wymagań.
Czy mogliśmy dowiedzieć się z telewizji dlaczego tak się dzieje? Wręcz przeciwnie. Odpowiedzią na alarmującą wiadomość były mętne wyjaśnienie jakiegoś urzędnika. I tyle na ten temat. Za rok matury może nie zdać jedna trzecia uczniów, za dwa lata – połowa. I co z tego? Czy rodzice maturzystów nie zadają sobie pytania, dlaczego ich dzieci nie zostały do matury przygotowane? Czy jest im wszystko jedno, czy ich dzieci poradzą sobie na studiach lub przynajmniej znajdą jakąś pracę, lepszą niż zmywanie naczyń czy sprzątanie ulic?
Rząd nie poczuwa się do odpowiedzialności za coraz gorszy stan państwa. A telewizja staje po stronie rządu i ogłupia opinię publiczną kretyńską rozrywką – im głupszą, tym lepiej. W takim państwie trudno mówić o demokracji, raczej o cwaniactwie i arogancji władzy.
Ryszard Terlecki