[2010.12.17] Grudzień ’70 na Montelupich
Dodane przez Administrator dnia 17/12/2010 19:40:05
Podczas obchodów czterdziestej rocznicy Grudnia ’70 mało kto pamiętał, że w czasie tragicznych dni buntu na Wybrzeżu, w Krakowie – jako jedynym mieście w centralnej czy południowej Polsce – doszło do ulicznych demonstracji i starć z milicją.
Dobrze pamiętam tamte wydarzenia. Podwyżkę cen, bardzo dokuczliwą (np. mięso – o 40 procent), ogłoszono w niedzielę 13 grudnia. W poniedziałek zaczęły się strajki i walki uliczne w Trójmieście. We wtorek milicja strzelała już do robotników, wkrótce do akcji wysłano również wojsko.
O tym, że coś niezwykłego dzieje się w Gdańsku, dowiedziałem się we wtorek 15 grudnia wieczorem, gdy sąsiadka moich rodziców przyniosła niepokojące wiadomości, usłyszane w pobliskim sklepie. Zaraz pobiegłem do kolegi, mieszkającego na sąsiedniej ulicy, żeby naradzić się, co robić dalej. Żeby jednak zdobyć więcej wiadomości, postanowiłem wrócić na chwilę do domu i posłuchać Wolnej Europy (kolega nie miał radia). Na schodach spotkałem trzech cywilów, którzy zażądali dokumentów, a następnie sprowadzili mnie na dół i zapakowali do cywilnego samochodu. Po chwili w tym samochodzie znalazł się także kolega, u którego byłem przed chwilą. Powieziono nas do „Białego Domku”, komisariatu milicji na ulicy Lubicz, a stamtąd po paru godzinach do aresztu w piwnicach komendy przy Siemiradzkiego. Tam z kolegą (w różnych celach) spędziliśmy 48 godzin, czyli okres na jaki milicja mogła zatrzymać bez decyzji prokuratora. Nie mieliśmy pojęcia co w tym czasie dzieje się w mieście.
Po dwóch dniach, w czwartek wieczorem milicjanci zapakowali nas do okratowanej „Nysy” i zawieźli do więzienia Montelupich. Umieszczono mnie samotnie w wielkiej, 16-osobowej celi – okazało się później, że na wypadek rozruchów więźniów przeniesiono poza Kraków. Położyłem się spać na jednej z piętrowych pryczy, ale nad ranem do celi zaczęto wprowadzać kolejnych lokatorów i rano było nas już ponad trzydziestu. W większości byli to moi rówieśnicy, młodzi robotnicy i studenci. Byli wśród nich także znajomi z Nowej Huty, z osiedla Teatralnego, podobnie jak ja znani milicji z demonstracji w marcu 1968 roku. Okazało się, że w środę i czwartek wszyscy ci nowi aresztanci brali udział w potyczkach z milicją na ulicach Krakowa. Stosowali bardzo skuteczną taktykę, bo zbierali się w jednym miejscu, skandowali antypaństwowe hasła i obrzucali milicję kamieniami, a następnie rozpraszali się i po godzinie spotykali w innej części miasta.
Na Monte przeżyłem piękną chwilę. W niedzielę wieczorem rozległ się ogłuszający hałas. To więźniowie tłukli miskami i taboretami w drzwi swoich cel. W naszej nie działał więzienny głośnik, więc nie wiedzieliśmy co zaszło i przez chwilę mieliśmy nadzieję, że to tłum demonstrantów szturmuje więzienie, żeby nas uwolnić. Okazało się jednak, że przez głośniki nadano radiowe przemówienie Gierka, który właśnie objął władzę po obaleniu Gomułki. Chociaż reżim pozostawał ten sam, więźniowie cieszyli się z odniesionego zwycięstwa: komuniści pod presją rozruchów musieli odwołać szefa swojej partii.
Gierek obiecał zmiany, a przede wszystkim zakazał strzelania do bezbronnych ludzi na ulicach. Wkrótce zaczęły się zwolnienia i przed Wigilią byłem już w domu. Ale były to smutne Święta bo na Wybrzeżu wiele rodzin opłakiwało swoich zabitych. Trzeba było jeszcze 19 lat, żeby „Solidarność”, zrodzona z grudniowego buntu, ostatecznie zlikwidowała dyktaturę komuny.
Ryszard Terlecki