[2010.11.25] Stracona okazja
Dodane przez Administrator dnia 25/11/2010 22:04:27
Ile to już wyborów mieliśmy w Krakowie, odkąd Polska odzyskała niepodległość w 1989 roku? Nie liczę głosowania w czerwcu 1989 roku, tzw. „wyborów kontraktowych”, ponieważ tylko w jednej trzeciej można było w nich coś wybierać. Pierwsze w pełni demokratyczne wybory w powojennej Polsce odbyły się 27 maja 1990 roku i były to wybory samorządowe. Wydawało się, że złaknieni wolności Polacy masowo ruszą do głosowania. Nic z tego – lata komunizmu dały znać o sobie i zaledwie 41 procent wyborców skorzystało ze swojego prawa.
Kolejne wybory do samorządu odbywały się w latach 1994, 1998, 2002, 2006 oraz 2010. Mamy więc duże doświadczenie, skoro w tym roku głosowaliśmy (i niektórzy z nas będą głosować jeszcze w drugiej turze) po raz szósty. Pierwsze wole wybory parlamentarne przeprowadzono w październiku 1991 roku, następne, po skróconej kadencji w 1993 roku, kolejne w 1997, 2001, 2005, i znów po zaledwie dwóch latach w 1997 roku. Wreszcie wybory prezydenckie odbywały się w 1990, 1995, 2000, 2005, a ostatnie w 2010 roku. Sumując wybory samorządowe, parlamentarne i prezydenckie – ci z nas, którzy przekroczyli 38 rok życia – mieli okazję głosować 16 razy. Do tego można jeszcze dodać wybory do Parlamentu Europejskiego w 2004 i 2009 roku – razem 18 razy. Czy to dużo? Można powiedzieć, że mieścimy się w demokratycznej normie, chociaż wciąż zaskakujący jest fakt, że z prawa do udziału w wyborach korzysta zaledwie około połowy Polaków.
Niska frekwencja wyborcza nie jest polską specjalnością. Podobnie dzieje się w wielu państwach Europy. Specjaliści od wyborczych analiz twierdzą, że jest to zjawisko związane z globalizacją, czyli upowszechnieniem się rozmaitych problemów w skali całego świata. Ludzie współcześni tracą poczucie związku z własną społecznością, narodem, państwem. Dowiadując się codziennie o tym, co dzieje się daleko od nich, nawet na innych kontynentach, zaczynają mieć wrażenie udziału w czymś, co przerasta ich możliwość rozumienia dziejących się wydarzeń. Zamiast więc głowić się nad rozmaitymi problemami, wolą powierzyć je fachowcom-politykom. Rezygnują z udziału w wyborach, a tym samym zrzekają się swojego głosu w wielu sprawach, bo uważają, że się na tym nie znają, że to za bardzo skomplikowane, za trudne, wymagające zbyt wielkiego wysiłku myślowego. Odwracają się od świata, aby ukryć swoją niekompetencję, swoje lenistwo, czy swój strach przed ośmieszeniem i kompromitacją. Nie idą na wybory i udają – przed innymi, ale także przed samym sobą – że chcą w ten sposób zaprotestować przeciw trudnościom życia. A w rzeczywistości, odmawiając głosowania, właśnie z możliwości takiego protestu rezygnują.
Spotykałem takie osoby podczas ostatniej kampanii. – Panie, a co mnie to obchodzi – mówili poirytowanym głosem. Za tą złością najczęściej ukrywa się strach przed światem, poczucie bezradności, wstyd z powodu własnej ignorancji. Biedni ludzie, którym wmówiono, że nic od nich nie zależy. A wmówili to ci politycy, którzy boją się opinii zwykłych ludzi i wolą rządzić bez kontroli i ograniczeń. Nie zajmujcie się polityką – mówią i piszą na plakatach – my to zrobimy za was.
Wybory samorządowe za nami. Dziś jeszcze za wcześnie, aby je komentować. Jedno wydaje się jednak pewne: Kraków przegrał swoją szansę na uczciwe zarządzanie, na twórcze zmiany, na nowe możliwości rozwoju. Trudno. Będziemy z tym żyć. Ale nie przestaniemy mówić, co o tym myślimy. Do następnego razu.
Ryszard Terlecki