[2010.11.05] Demokratyczne oszustwa
Dodane przez Administrator dnia 05/11/2010 19:30:31
Kampanie wyborcze przytrafiają się nam tak często, że wcale nie jesteśmy zaskoczeni, gdy znów zaczyna się przedwyborczy zgiełk. A jednak i tu zdarzają się niespodzianki, w czym wielką zasługę mają lewicowe gazety i stacje telewizyjne.
Oto przypadek sprzed paru dni. W ostatnią sobotę grupa młodych wolontariuszy rozdawała ulotki przed cmentarzem. Dlaczego przed cmentarzem? A no dlatego, że na dwa dni przed dniem Wszystkich Świętych ruch na cmentarzu większy niż zwykle. Co zrobiła pewna gazeta, która brzydzi się wyborami, od czasu gdy jej partia nie tylko przegrała, ale wręcz zniknęła z politycznego horyzontu? Podniosła krzyk, że zakłóca się spokój cmentarza. Dlaczego cmentarza, skoro ulotki rozdawane były poza jego murami i dlaczego zakłóca, skoro wiele osób ulotki chętnie przyjmowało? Zapewne dlatego, że czytelnicy tej gazety na cmentarze nie chodzą (bo po co – szkoda czasu), więc jej szefów denerwuje fakt, że inni mogą z wyborczych informacji skorzystać. Gdyby rozdawano tam ulotki nawołujące np. do legalizacji eutanazji – a to co innego, byłby to objaw zdrowej demokracji. Skoro jednak zachęca się do głosowania na kandydatów, którzy myślą inaczej niż naczelni manipulatorzy – to trzeba im demokracji zakazać.
Podobnie bywa z rozdawaniem ulotek pod kościołami. Lewica strasznie nie lubi, gdy katolicy organizują się w jakiejkolwiek sprawie. W krajach Zachodu fakt, że w parafiach działają komitety wyborcze partii chrześcijańsko-demokratycznych nikogo nie dziwi, tak jak nikogo nie oburza inny fakt, że nie są tam wpuszczane komitety komunistów czy innych lewaków. U nas Kościół pozwolił się zastraszyć lewicowej propagandzie, więc parafianie mają trudności nawet z organizowaniem spotkań ze swoimi kandydatami w salkach przy kościele. Ofensywa lewicy idzie jednak dalej i usiłuje wmówić opinii publicznej, że ci, którzy chodzą do kościoła powinni zostać pozbawieni praw wyborczych, a tym samym pozbawieni dostarczanej w ulotkach informacji o kandydatach.
Lewica zresztą nie przebiera w środkach. W Krakowie na zebraniach dyrektorów szkół wysocy urzędnicy prowadzą ordynarną kampanię na rzecz swojego pryncypała, ale ci sami dyrektorzy w swoich szkołach nie mogą zezwolić na spotkania wyborców z kandydatami na radnych. Oczywiście, chyba że będą to spotkania z tymi kandydatami, których popierają wysokie władze.
A na koniec jeszcze jedna uwaga. Demokracja ma swoje prawa i każdy, kto zbierze odpowiednią liczbę podpisów, może ubiegać się o mandat radnego czy fotel prezydenta miasta. W wyborach samorządowych obowiązuje jednak 5 procentowy próg wyborczy. Po co więc zgłaszają się komitety wyborcze i kandydaci, którzy dobrze wiedzą, że 5 procent głosów nie dostaną, a w wyborach prezydenckich się nie liczą? Zgłaszają się po to, żeby chociaż kilkaset głosów odebrać głównym pretendentom. Jeżeli więc pojawiają się komitety wyborcze, które deklarują się jako prawicowe, to ich głównym celem jest odebranie głosów jedynej prawicowej partii, mającej szansę przekroczyć 5 procentowy próg, czyli Prawu i Sprawiedliwości. A tym samym pomóc Platformie i lewicy. Czy warto głosować na te komitety i na kandydatów bez szans? Moim zdaniem nie warto, bo po pierwsze będą to głosy zmarnowane, a po drugie nie warto wspierać wyborczych oszustów.
Ryszard Terlecki