[2005.12.29] Na Nowy Rok
Dodane przez Administrator dnia 29/12/2005 15:33:28
Czego będziemy sobie życzyć w Nowym Roku, gdy w sylwestrową noc zapalą się zimne ognie i wzniesiemy już toasty za spełnienie naszych osobistych marzeń i pragnień? Co nas czeka w życiu publicznym, w bliższym i dalszym otoczeniu? Jakie zmiany zajdą w naszej dzielnicy, w Krakowie, w Polsce, w Europie i w świecie w 2006 roku? Czy będzie to rok pomyślności i dostatku, czy raczej trudów i wyrzeczeń?
Wiele zależy od nas samych. Bardzo chętnie okazujemy niezadowolenie i narzekamy na wszystko, ale umiemy też zmobilizować nadzwyczajną energię i zjednoczyć się we wspólnym wysiłku. Z pewnością po raz ostatni taki wspólny trud podjęliśmy w 1989 roku, gdy perspektywa zwycięstwa uskrzydlała nasze działania. Wiosenna kampania wyborcza przed pierwszymi, jeszcze kontraktowymi czyli tylko w części wolnymi wyborami do Sejmu, pozyskała znaczną większość Polaków, a ówczesne wyniki dziś wydają się wręcz niewiarygodne: kandydaci „Solidarności” zdobyli 160 ze 161 możliwych do zdobycia mandatów, podczas gdy obóz komunistycznej władzy uzyskał poparcie na poziomie od 1 do 5 procent. Podobnie wypadły wybory do Senatu, w którym komuniści i ich sojusznicy nie uzyskali ani jednego mandatu. Taka skala zwycięstwa możliwa była dzięki powszechnemu przekonaniu, że zmiany na lepsze są w zasięgu ręki i tylko od społecznej woli zależy, czy Polska wyrwie się z politycznej niewoli i ekonomicznego zacofania.
Później entuzjazm powoli opadał, szczególnie gdy okazało się, że niektórzy spośród rzekomych reprezentantów narodu, w rzeczywistości reprezentują interesy odchodzącej władzy. Przez piętnaście lat wciąż żyliśmy od nadziei do zwątpienia, od radości do rozczarowania, coraz częściej popadając w jałowe kwestionowanie nawet oczywistych sukcesów. Dzisiaj już coraz trudniej wykrzesać z nas wiarę w lepsze jutro.
A jednak wydarzenia ostatnich tygodni znów napawają optymizmem. Wielu Polaków uwierzyło, że przełom, którego nie doczekali się po odzyskaniu niepodległości w 1989 roku, chociaż spóźniony, jest możliwy w nadchodzących miesiącach i latach. Ci, którzy posługiwali się karykaturą prawa w stworzonej przez siebie karykaturze państwa, szczęśliwie odchodzą na polityczną emeryturę. Szajka kolegów z dawnych lat, dzielących między siebie stanowiska, a przede wszystkim pieniądze, trafiła do aresztów lub ma szansę znaleźć się tam w najbliższej przyszłości. Jest wyjątkowa okazja, aby oczyścić państwo z kantów i afer, chociaż do tego niezbędna jest społeczna aprobata dla surowszego niż dotychczas egzekwowania prawa. Jest także możliwe dokonanie rozliczenia przeszłości, ale opinia publiczna musi bardziej stanowczo domagać się ujawnienia wszystkich dowodów podłości i dokumentów zdrady. Pojawia się realna perspektywa większego bezpieczeństwa dla nas wszystkich, ale równocześnie muszą zacząć się bać ci, którzy naruszali i naruszają społeczny porządek.
Czy jeszcze raz uwierzymy, że wszystko zależy od nas? Nie wystarczą deklaracje nowego Prezydenta RP, nie wystarczą zmiany w jednej czy drugiej instytucji, nawet tak ważnej jak publiczna telewizja. Prawdziwy przełom jest możliwy jedynie pod stałą presją zniecierpliwionego społeczeństwa, które od polityków zażąda spełnienia wyborczych obietnic. Jeżeli nie nauczymy się organizować tej presji, pogrążymy się znów w powszechnej apatii i przekonaniu, że nic nie zależy od nas. Na to tylko czekają przeciwnicy naprawy państwa: za kilka tygodni, może za kilka miesięcy znów rozpoczną ofensywę w imię obrony rzekomo zagrożonej demokracji, która dla nich oznacza wolność szabrowania państwa, przedawnienie zbrodni, amnestię dla aferzystów, a przede wszystkim ochronę dla fachowców od zwalczania demokracji.
Ryszard Terlecki