[2010.05.26] Biednym wiatr w oczy
Dodane przez Administrator dnia 26/05/2010 20:17:16
Powódź, która tysiącom ludzi zabrała cały życiowy dorobek, jeszcze raz odsłoniła słabość polskiego państwa. Nie jesteśmy w stanie zapobiec katastrofie, ale nie jesteśmy też w stanie pomóc jej ofiarom. A pomagać trzeba, bo powódź dotknęła przede wszystkim tych biedniejszych. Woda zalała głównie biedne wioski i podmiejskie osiedla, a nie eleganckie wille, na wszelki wypadek i tak ubezpieczone. Biedni mieszkają w tanich domach na tanich działkach, bogaci lokują się tam, gdzie woda nie sięga, bo za komfort bezpiecznego życia mogą zapłacić znacznie drożej.
Państwo powinno więc pomagać tym biedniejszym. Ale czy ma na to ochotę? Niestety, nasze państwo trzyma stronę bogatych. Olechowski, jeden z założycieli Platformy Obywatelskiej, który kandyduje w wyborach prezydenckich, w czasie najcięższych dni powodzi wystąpił z ze swoim wyborczym hasłem: Polacy powinni się bogacić. Facet, który dorobił się drobnych kilkunastu milionów siedzi rozparty na kanapie i kpi sobie z nas w żywe oczy. Na czym mamy się dorobić? Chyba nie na ciężkiej pracy, bo za nią marnie płacą.
Ludzie, którzy stracili swoje domy, swoje gospodarstwa, często cały swój skromny majątek, dostaną jako wsparcie kwoty do 6 tysięcy złotych (a najczęściej znacznie mniejsze). Na co im to wystarczy? Pewnie dostaną coś jeszcze, ale już w formie pożyczek, które później trzeba będzie latami spłacać. Niektórzy z tych, którym dziś woda zalała domy, jeszcze wciąż spłacają kredyty zaoferowane im 13 lat temu, podczas poprzedniej powodzi. A niektórzy z tych, których 13 lat temu ulokowano w zastępczych mieszkaniach-kontenerach, nadal w nich mieszkają. Fachowcy od bogacenia się tylko wzruszą ramionami: przecież to wina tych ludzi, którzy nie radzą sobie w życiu. Zdaniem rządzących liberałów państwo nie jest od tego, żeby pomagać pechowcom, państwo ma pomagać najbardziej zaradnym.
Powódź wyciszyła kampanię wyborczą, więc nikt nie oskarża rządu o to, że tak niewiele zrobił, aby nas uchronić przez powodzią. A przecież rząd tylko dlatego nie ogłosił stanu klęski żywiołowej, żeby nie trzeba było o trzy miesiące przesuwać terminu wyborów. Bo Tusk uważa, że skoro Komorowski powoli traci poparcie, to jedyną szansą na jego zwycięstwo są wybory przeprowadzone jak najszybciej, czyli za pięć tygodni. Za trzy miesiące z dzisiejszego poparcia może już nie być ani śladu.
Swoją drogą trudno zrozumieć, na czym Platforma opiera swoje nadzieje na zwycięstwo. Na sondażach przeprowadzonych przez telefony komórkowe? Czy Polacy nie rozumieją, kto nimi rządzi? Czy mogą sobie pozwolić na to, żeby nie miał kto zawetować prywatyzacji szpitali albo likwidacji resztek polskiej armii? Czy wybory odbędą się za kilka tygodni, czy za parę miesięcy, Komorowski prezydentem raczej nie zostanie.
Ale za pomoc dla powodzian odpowiada rząd, podobnie jak za zabezpieczenie przed następnym kataklizmem. Więc już dziś jest okazja, żeby zastanowić się, komu za rok powierzyć troskę o państwo: czy tym, którzy dbają o bogatych, żeby mogli być jeszcze bogatsi, czy tym, którzy nawołują do opieki nad biednymi, aby nie stali się jeszcze biedniejsi.
Ryszard Terlecki