[2010.02.24] UCZYĆ SIĘ NA BŁĘDACH (IV)
Dodane przez Administrator dnia 24/02/2010 17:43:15
Przyczyną tego, że ryba nie bierze, bywa też przypon. Wszyscy wiemy, że przypon służy przede wszystkim do tego, by w razie zaczepu nie stracić całego zestawu. Po prostu wiążąc przypon używamy cieńszej żyłki i w razie nieszczęścia, to ona się urywa, a nie żyłka główna. Rzadko jednak mamy świadomość, że właśnie ten element zestawu ma duże, a niekiedy nawet zasadnicze znaczenie dla ostatecznego efektu naszego wędkowania. Ilu z nas zastanawiało się dlaczego przypon ma trzydzieści centymetrów długości, albo pół metra? Czy długość przyponu ma jakieś znaczenie? Okazuje się, że tak. Krótki przypon dobrze sobie radzi na dnie twardym – w mule natomiast nie zdaje egzaminu. Łowiąc w mulistym dnie stosujemy więc dłuższe przypony. Gdy jednak musimy posłać zestaw z kulą zanętową na odległość pięćdziesięciu metrów, to może okazać się, że zbyt długi przypon w trakcie lotu dokładnie się poplącze. Czasami sporządzając przypony używamy plecionek. Warto wtedy wiedzieć, czy nasza plecionka tonie czy pływa? Jeden z moich znajomych zrobił przypon z plecionki o nazwie corastrong. I nie miał ani jednego brania, podczas gdy jego sąsiedzi co rusz wyciągali dorodne karpie. Dopiero, gdy swój przypon obciążył małymi śrucinami, i u niego zaczęły się brania. Po prostu jego pływająca plecionka dość skutecznie straszyła ostrożne karpie.
Kolejnym kluczowym elementem przyponu (obok jego długości) jest właściwie dobrany haczyk. Dobrany i do wielkości przynęty i do gatunku oraz wielkości ryb, na które zamierzamy polować. I nie chodzi tylko o wielkość haczyka, ale również o jego parametry wytrzymałości. Do dzisiaj pamiętam swoją przygodę sprzed kilkunastu lat, gdy zaciąłem sporego karpia. Ryba musiała mieć jakieś pięćdziesiąt, sześćdziesiąt centymetrów. Holując ją do brzegu popełniłem wówczas kilka błędów, które sumując się sprawiły, że ryba, tuż przy brzegu wypięła się. Przypon miałem zakończony drucianym haczykiem. Gdy, po ucieczce ryby, pełen emocji zwinąłem żyłkę i spojrzałem na przypon, zobaczyłem rozgięty haczyk, który przypominał złoty kawałek prostego drutu. Od tej pory łowiąc karpie używam zawsze haczyków kutych.
Wspomniałem o sumie błędów. Przyczyną, że karp wypiął się tuż przy brzegu nie był tylko niewłaściwy haczyk. Do mojej ówczesnej klęski przyczynił się także zbyt szybko hol karpia. Gdybym go wcześniej trochę zmęczył, przy brzegu nie miał by już tyle energii. Kolejnym błędem był źle ustawiony hamulec na kołowrotku. Gdyby nie był tak dokręcony, być może karp rzucając się w ostatniej chwili do desperackiej ucieczki nie rozgiąłby haczyka, lecz wysnuł kilkanaście metrów żyłki.
No cóż, uczymy się na błędach. Oby w nowym sezonie było ich jak najmniej.
Jakub Kleń