[2010.02.18] Tusk bierze wszystko
Dodane przez Administrator dnia 18/02/2010 17:46:37
Zima obnaża nasze słabości: wystarczy tylko przekroczyć niemiecką granicę, a zima – chociaż ta sama – wydaje się o wiele bardziej przyjazna tamtejszym użytkownikom dróg. Wśród licznych konkurencji, w których wciąż przegrywamy z Zachodem, jest także odporność na trudne sytuacje, kryzysy, kataklizmy. Ale co mówić o prawdziwym kataklizmie, gdy jeszcze niedawno kilka godzin mrozu sparaliżowało ruch kolejowy na najważniejszych trasach w kraju. Teraz służby miejskie nie radzą sobie ze zwałami śniegu i lodu na dachach, a za kilka dni mogą zagrozić nam powodzie. Prezydenci miast obiecają, że to już ostatni raz, a polski premier zapewni, że znajdą się pieniądze na zabezpieczenia przed powodzią… w przyszłości. Oczywiście, za rok sople znów zagrożą życiu przechodniów, a kolejna powódź ujawni, że pieniądze po cichu wydano na coś innego.
Zima trwa i zwolennicy teorii „światowego ocieplenia” powinni zostać poddani przymusowemu chłodzeniu za to, że przez kilka lat skutecznie oszukiwali wielu poważnych polityków. Zmarnowanych pieniędzy nikt już nie odzyska, ale przynajmniej kilku cwaniaków powinno stracić posady i naukowe tytuły. Zapewne jednak nie spotka ich nic złego, może nawet zajmą się teraz teorią o stopniowym zamarzaniu świata i od producentów szalików oraz kaloryferów dostaną kolejne miliony dolarów. Świat przecież musi zajmować się jakąś bzdurą, w przeciwnym razie byłby zmuszony zatroszczyć się o coś tak nudnego i banalnego, jak na przykład los tysięcy dzieci, umierających z głodu w toczącej plemienne wojny Afryce.
My też nie pozwolimy marnować się naszym politycznym gwiazdom. Minister Kopacz, która była uważana za największego nieudacznika w rządzie Tuska, teraz w nagrodę dostanie od swojej partii posadę marszałka Sejmu. Napuszony i arogancki dotychczasowy marszałek będzie kandydował na Prezydenta RP, chyba że w sondażach wyprzedzi go inny filar rządowej ekipy, który w dwa lata zdążył położyć na łopatki polską politykę zagraniczną. Może zresztą nie zadecydują sondaże, ale telefon od biznesmena Sobiesiaka? Tusk będzie musiał stawić się na jakiejś stacji benzynowej i obiecać, że Drzewiecki, jak tylko wróci z Florydy, to dostanie ministerstwo skarbu oraz zdrowia, bo po pierwsze trochę pieniędzy zawsze się przyda, a po drugie trzeba mieć zdrowie (a głównie zdrowe nerwy), żeby w przerwach między przesłuchaniami przed komisją sejmową oraz prokuraturą, wyskakiwać za ocean na partyjkę golfa.
Czekają więc nas zmiany na szczytach władzy, tym łatwiejsze, że w rękawie jest jeszcze parę rezerwowych asów. Cimoszewicz, wieczny kandydat na cokolwiek, mógłby zostać wicepremierem, a Olechowski, lew salonów – na przykład wiceprezydentem. To nic, ze w Konstytucji nie przewidziano takiego stanowiska, zawsze przecież można ją zmienić, trzeba tylko przekonać ludowców i lewicę, co nie jest trudne, gdy posiada się jeszcze parę rad nadzorczych do obsadzenia.
A gdy już Cimoszewicz i Olechowski dołączą do Buzka i Krzaklewskiego, gdy Rywin dostanie telewizję, a Oleksy kulturę, gdy Wałęsa zostanie dożywotnim senatorem, a Wachowski szefem CBA, gdy Platforma znów zwycięży w Sopocie, a Piskorskiemu na przeprosiny pozwoli się wygrać kumulację w toto-lotka dziesięć razy pod rząd – wtedy wreszcie spełnią się sny wyborców Tuska o Polsce bez konfliktów i polityce bez alternatywy.
Ryszard Terlecki