[2009.12.17] Wspomnienie lata
Dodane przez Administrator dnia 17/12/2009 14:31:34
W grudniu większość wędkarzy odkłada kije do kąta. To, co im pozostaje, to wspominanie minionego sezonu. Podobnie jest ze mną. Po wizycie u znajomego wędkarza, który opowiadał mi o swoim tegorocznym wędkowaniu na Mazurach, przypomniała mi się moja własna sierpniowa wyprawa. Co prawda, nie tak odległa, ale za to pozostawiająca w pamięci miłe wspomnienie prawie tuzina ładnych leszczy.
Było to w drugiej połowie sierpnia. Wyjechałem na jeden dzień w okolice Tropia, znanego z pięknego, romańskiego kościółka, usytuowanego na malowniczym wzgórzu, z widokiem na rozlewające się wody Dunajca. Wczesnym świtem dotarłem na prom i przeprawiłem się na drugą stronę. Dzień wcześniej obejrzałem ciekawe łowisko u stóp odrestaurowanego zamku Tropsztyn. W zasadzie była tam odnoga Dunajca, która wlała się między wyspę a dość stromy brzeg. Woda była tam niemal stojąca, niezbyt głęboka, z mulistym dnem. Dla leszczy warunki wręcz idealne.
Gdy zjawiłem się nad wodą nie była tam nikogo. Zanęciłem łowisko i przygotowałem dwie gruntówki. Co prawda, leszcze doskonale łowi się na spławik, ale z drugiej strony są to ryby wybierające pożywienie z mułu (co znakomicie ułatwia im specyficzna budowa ryjka), więc leżąca na dnie przynęta i gruntówka również powinny okazać się skuteczne. Tym bardziej, że nieraz łowiłem leszcze z gruntu i zdążyłem poznać charakterystyczny ruch sygnalizacyjnej bombki przy leszczowym braniu. Za przynętę służyły mi czerwone gnojaczki podparte białym robakiem.
Słońce powoli zaczęło wyłaniać się zza porośniętego lasem wzgórza po przeciwnej stronie, gdy zaczęły się pierwsze brania. Zacinałem i dość delikatnie, chociaż zdecydowanie, wyciągałem ryby z miejsca, gdzie żerowały. Nie chciałem spłoszyć reszty, a leszcze zwykle żerują stadami. Przy ostrożnym odholowywaniu zaciętych ryb można wyciągnąć nawet kilkanaście leszczyków, na ogół podobnej wielkości. Mój pierwszy leszcz mierzył ok. 38 centymetrów. Po godzinie miałem już w siatce dwanaście. Później leszcze odpłynęły i nie brało nic aż do południa. Postanowiłem się zbierać. Wybrałem kilka najładniejszych, resztę wypuściłem do wody. Wieczorem zrobiłem grilla. Głównym daniem były oczywiście leszcze.
Jakub Kleń