Wynik wyborów do europarlamentu nie jest zaskakujący. Dwa największe komitety dostały prawie tyle samo, ale o niecały jeden procent Platforma wygrała z PiS. Tym razem unijne wybory miały większe znaczenie niż poprzednie. Po pierwsze dlatego, że w Unii rozstrzygają się sprawy groźne dla Polski i polska reprezentacja (polska, czyli broniąca polskich, a nie niemieckich interesów) powinna być silna i dobrze przygotowana. Po drugie partie prawicowe w Europie mają szansę zrównoważyć unijne lewactwo i zbudować wspólną drużynę, która będzie miała większy wpływ na brukselskie pomysły i decyzje. W porównaniu z ekipą Platformy, to eurodeputowani Prawa i Sprawiedliwości prezentują nieporównanie wyższy poziom.
Seria wyborów, następujących jedne po drugich (parlamentarne, samorządowe i europejskie) już za nami i można liczyć na chwilę politycznego oddechu. Nie za długą jednak, bo w połowie przyszłego roku czekają nas wybory prezydenckie. Andrzej Duda po drugiej kadencji już nie będzie mógł kandydować, a stawka tych wyborów będzie bardzo wysoka. Jeżeli wygra PiS to będzie duża szansa na przedterminowe wybory parlamentarne i przegonienie szkodliwej dla Polski szajki. Jeżeli jednak wygra kandydat Platformy, to obóz proniemiecki, a tym samym antypolski, bardzo się wzmocni. Zapewne jesienią główne partie zgłoszą swoich kandydatów, a od stycznia zacznie się ostra i bardzo agresywna kampania. Nie wiadomo kogo wystawi Platforma, Trzaskowskiego czy Tuska, tak czy inaczej zaczadzonych kłamliwą propagandą jest na tyle dużo, że do pokonania każdego z nich trzeba będzie wielkiego wysiłku. Nie jest też jasne czy koalicja 13 grudnia wystawi także innych kandydatów, np. marszałka Hołownię, który ostatnia bardzo stracił na popularności. Można się spodziewać, że swojego kandydata wystawi też lewica, z góry bez szans, bo Tusk powoli przejmuje jej elektorat.
Pewne jest tylko, że PSL nie wystawi Kosiniaka-Kamysza, bo po ostatniej kompromitacji pożal się Boże ministra obrony, będzie musiało poszukać kogoś innego. Liderowi PSL wydawało się, że wojsko będzie łatwym i pożytecznym dla autopromocji resortem, tymczasem stał się pośmiewiskiem nie tylko wojska, ale i części swoich nielicznych zwolenników. Nie tylko nad niczym nie panuje, nie tylko nie ma o wojsku bladego pojęcia, nie tylko w każdej sprawie musi wykonać polecenia Tuska, to jeszcze pozwolił zrobić z siebie kozła ofiarnego za nieszczęście na polsko-białoruskiej granicy. Nie miał pojęcia o szykanowanych żołnierzach, którzy zgodnie z rozsądkiem użyli broni, a jeszcze opowiadał, że ugodzony nożem żołnierz jest w ciężkim stanie, podczas gdy dziennikarze od wielu godzin wiedzieli, że już nie żyje. Prawdopodobnie koalicja kombinowała jak ukryć tę wiadomość do poniedziałku, czyli do czasu po wyborach, a Kosiniak-Kamysz nie został o tym nawet zawiadomiony, no i bo po co.
Tymczasem na granicy żołnierze narzekają, że jest ich za mało, że nie mają wystarczającej ilości materiałów takich jak gaz pieprzowy, że jak wracają z posterunku, to nikt ich nie pyta, czy nie zostali pokaleczeni, a tylko o to ile amunicji (w powietrze, ostrzegawczo) wystrzelili. Skarżą się także, że dostają zakaz ostrzegawczych strzałów, właśnie z powodu braku amunicji, ale nikt nie chce dać im takiego polecenia na piśmie. Wojsko i policja robią co mogą, żeby powstrzymać przenikanie nielegalnych imigrantów do Polski, ale wizyta Tuska na granicy nic nie pomoże, skoro głównym zadaniem dowództwa jest ukrywanie problemów przed opinią publiczną. Dymisja Kosiniaka-Kamysza to minimum reakcji na to, co ostatnio zostało ujawnione.
Ryszard Terlecki
· Napisane przez Administrator
dnia June 15 2024
139 czytań ·
Ten serwis używa cookies i podobnych technologii (brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to)Prezentowane na stronie internetowej informacje stanowią tylko część materiałów, które w całości znaleźć można w wersji drukowanej "Głosu - Tygodnika Nowohuckiego".
