Michał urodził się w Nowej Hucie, w szpitalu im. S. Żeromskiego, 33 lata temu. Mieszka w Zesławicach, przy zamkniętej cegielni. Korzenie ma jak najbardziej nowohuckie; dziadek, Krakus z dziada pradziada – w latach 70. XX wieku przeniósł się do Nowej Huty, jego żona – babcia Michała - przywędrowała do Nowej Huty„ za głosem serce” spod Zawiercia i tu została. Oboje rodzice Michała mieszkali w naszej dzielnicy, tu się poznali, tu zakochali się w sobie tu również postanowili założyć rodzinę, w której przyszedł na świat Michał. Chodził do różnych szkół: SP nr 143 na osiedlu Kościuszkowskim i SP nr 99 os. Na Stoku. Potem przez chwilę uczęszczał do Technikum Poligraficznego na Podwalu, z którego przeniósł się do nowohuckiego XII Liceum Ogólnokształcącego, gdzie zdał maturę. Następnie ukończył Medyczne Studium Zawodowe przy ulicy Kocmyrzowskiej. Z wykształcenia jest ratownikiem medycznym. Pracuje w Centrum Medycznym Ujastek. - Wraz z kolegami jeździmy do wszystkich miejsc, gdzie trzeba hutnikom nieść medyczną pomoc. Dzięki temu Kombinat znam jak własną kieszeń – mówi z uśmiechem.
Żonaty – żona, Aneta studiuje fizykę w niemieckim Instytucie Fizyki Słońca we Freiburgu.
Pasjonat życia – uwielbia podróże. Zwiedził już wiele miejsc na świecie, lubi bardzo słowiańszczyznę, Bałkany i Ukrainę. Największe wrażenie zrobił na nim Ocean Atlantycki, który zobaczył w Andaluzji, daleko za Gibraltarem. Zresztą cała Andaluzja zrobiła na nim ogromne wrażenie, może dlatego, że to stolica tańca flamenco. Michał bowiem jest zakochany w tańcu, co prawda nie flamenco tylko góralskim, ale taniec to taniec. Swoją pasję realizuje od czterech lat w nowohuckim zespole „Hamernik”. Kiedy w 2007 roku zaprowadził tam młodszego brata, zafascynował się tańcem i śpiewem góralskim i postanowił zostać w zespole. - Jest tutaj wyraźny podział: swoje miejsce mają mężczyźni i kobiety. To taniec plemienny z jasno rozdzielonymi rolami: kobiety, które są czarujące, olśniewające i mężczyźni których rolą jest uwodzić i zdobywać kobietę – opowiada.
W Polsce czas spędza najchętniej właśnie w Nowej Hucie. Dużo podróżuje i zimuje raczej za granicą, ostatnio w Niemczech towarzysząc żonie i wspierając ją w nauce . Obserwując życie innych w Europie i nie tylko, twierdzi, że czuje się anarchistą. Czeka na odpowiedni czas, by w sposób zdecydowany móc wpływać na otaczającą nas rzeczywistość. Czuje że nadchodzi czas, który pozwoli przywrócić społeczeństwu zapomnianą siłę i wrodzoną godność. Zawsze z radością wraca do Nowej Huty. Zapytany, czym jest dla niego ta dzielnica odpowiada: - To moje miejsce na ziemi. Moją ojczyzną jest Polska, ale moje miejsce to Nowa Huta. Tutaj jest grób mojego dziadka i ojca, tutaj mam znajomych i przyjaciół, tutaj znam każde miejsce, to tutaj się zakochałem i ożeniłem. Jak ktoś mówi „pod Motyką albo na B1” – to wszyscy wiedzą, o które miejsce chodzi. Kiedyś, jeszcze nie tak dawno ludzie wstydzili się przyznać, że są z Nowej Huty. Chętniej mówili „jestem z Krakowa”. Teraz widzę, że to się zmieniło. Kiedy wracam do Nowej Huty to tylko tutaj mogę doznać uczucia radości, kiedy sąsiadka mi mówi: „cieszę się, że Cię widzę”. Tutaj w Nowej Hucie jestem swój!.
Będąc w Hucie dużo czasu spędza w Przylasku Rusieckim; pływając i plażując. Lubi jeździć na rowerze, no i tańczyć, z ciupagą w ręce, czując wspólnotę plemienną ze współtancerzami.
Cieszy się, że w Nowej Hucie powstaje Nowohuckie Stowarzyszenie Muzyczne „Jazz & Beat & Rock” – bo może będzie można gdzieś w Nowej Hucie wspólnie pośpiewać, a przede wszystkim potańczyć. Co prawda rock and roll nieco różni się od krzesanego, ale tylko z pozoru, bo taniec to taniec!
AŁ
· Napisane przez Administrator
dnia May 13 2011
3931 czytań ·
Ten serwis używa cookies i podobnych technologii (brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to)Prezentowane na stronie internetowej informacje stanowią tylko część materiałów, które w całości znaleźć można w wersji drukowanej "Głosu - Tygodnika Nowohuckiego".